W ostatnich latach emisje CO2 znowu wzrosły za sprawą boomu węglowego.
Niemcy są na najlepszej drodze, by wyraźnie rozminąć się z celem, który sami sobie wyznaczyliśmy – redukcji emisji dwutlenku węgla o 40 procent do końca dekady Dotychczasowy trend wskazywałby, że uzyskamy zaledwie około 33 procent, a zatem do 2020 wytworzymy jeszcze około 70 milionów ton CO2 za dużo – rocznie. W ostatnich latach emisje CO2 znowu wzrosły za sprawą boomu węglowego. Przestarzałe, przeznaczone już do zamknięcia elektrownie węglowe włączono na nowo, podczas gdy nowoczesne elektrownie gazowe wypychane są z rynku. Przyczyną tego są zarówno o wiele za niskie ceny emisji CO2, jak i spadające ceny światowe węgla. Tę tendencję trzeba koniecznie odwrócić.
Sektor produkcji elektryczności musi dać z siebie więcej na rzecz krótko- i średnioterminowych celów klimatycznych – niewydajne i emitujące dużo dwutlenku węgla elektrownie muszą zostać wycofane z rynku i zastąpione przez wydajniejsze, gazowe. Bezpieczeństwo dostaw w efekcie takiego posunięcia nie jest dziś kwestionowane. Co więcej, ta od dawna już konieczna korekta runku spowoduje, że bardziej wydajne elektrownie będą mogły się finansować dzięki rynkowym cenom prądu (a dziś tak nie jest).
Chodzi bowiem o to, żeby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: przyczynić się do ochrony klimatu i jednocześnie uczynić źle działający dziś rynek prądu na powrót funkcjonalnym.
Poprawią się przy tym dochody koncernów energetycznych. Równocześnie jednak trzeba podjąć większy wysiłek na rzecz poprawy efektywności energetycznej w budownictwie i transporcie. Cele klimatyczne można osiągnąć wyłącznie dzięki skoncentrowanej akcji, która obejmie wszystkie sektory gospodarki.
Rząd federalny musi wyłożyć karty na stół: czy i w jaki sposób chce jeszcze osiągnąć cele klimatyczne do roku 2020. Minister gospodarki Gabriel zaczął już kwestionować sam cel 40 procent – to fatalny sygnał w kontekście paryskiej Konferencji Klimatycznej w 2015 roku, która ustanowić ma przecież wiążące globalnie cele redukcji emisji CO2.
Ze swym zwrotem energetycznym nie jesteśmy w Niemczech osamotnieni, lecz znajdujemy się w dobrym międzynarodowym towarzystwie. Na drodze do neutralnej pod względem emisji CO2 gospodarki energetycznej wyraźnie wyprzedzają nas zwłaszcza kraje skandynawskie. Teraz także USA i Chiny porozumiały się w sprawie zwiększenia ich wkładu w ochronę klimatu. Rozwój energii słonecznej i wiatrowej w Chinach postępuje w szybkim tempie – tylko w tym roku przyrost mocy w energetyce słonecznej wyniesie 14 gigawatów.
Hamowanie zwrotu energetycznego zamiast promowania ekologicznej restrukturyzacji, która uczyniłaby z Niemiec awangardę globalnej zielonej rewolucji, to zły sygnał także z punktu widzenia polityki przemysłowej. Sigmar Gabriel prowadzi fikcyjną debatę, kiedy rozgrywa przeciwko sobie „odejście od atomu” i „odejście od węgla”. Nawet najbardziej radykalni ekolodzy nie zamierzają rezygnować z energii atomowej i z węgla równocześnie.
Zarazem jest jednak jasne, że musimy TERAZ zacząć redukować emisje CO2 pochodzące z węglowej produkcji elektryczności i mocniej postawić na nowoczesne, wydajne elektrownie gazowe jako uzupełnienie rozbudowy potencjału energetyki odnawialnej. Jeśli ktoś składa gwarancje podtrzymania status quo w sektorze węgla brunatnego, porzuca zwrot energetyczny – a klimat spisuje na straty.
Zredagowane wystąpienie Ralfa Fücksa na wspólnej konferencji prasowej Fundacji im. Heinricha Bölla, DIW Berlin oraz European Climate Foundation z okazji publikacji studium nt. zrównoważonego rozwoju sektora energetycznego w Niemczech.
Źródło: portal Krytyki Politycznej